niedziela, 4 listopada 2012

1. Pies Hermesa


Pierwszą rzeczą, jaką poczuł to powoli upadająca, to znów podnosząca się klatka piersiowa. Nie wiedział, co to znaczy. Był, to widział na pewno. Jego umysł był zamglony, nie zdolny do myślenia. Po chwili zaczął do niego docierać jakiś dźwięk. Zajęło mu kilka minut, by zidentyfikować odgłos.
         To… bicie serca. Ale co to serce? I czemu pracuje? Nie wiedział. Ale, o ile na początku był zirytowany dudnieniem, tak teraz czuł się zrelaksowany i spokojny, dzięki niemu. A jednak nurtowało go pytanie. Dlaczego tylko jedno serce? Samotność dotknęła je mocno, a przecież wystarczy drugie serce, bijące tym samym rytmem, by móc przegnać otaczającą ciemność. Wystarczyła tylko druga połówka. Druga połówka duszy, żeby naprawić wszystko, co przez te 14 lat zostało mu wyrządzone.

Dlaczego jej nie ma?

I nagle serce, jakby przysłuchując się jego rozmyślaniu, wyskoczyło w górę, ciągnąc go do światła. I co najważniejsze, do zaginionego serca, które wciąż gdzieś tam jest. I przekroczy nawet granicę życia i śmierci, aby tylko odnaleźć swojego brata.

~~~I~~~

Yoh obudził się gwałtownie. Przez okno docierały do pokoju promienie słońca, zwiastując nowy dzień. Zanim wstał, wsłuchiwał się chwilę w ciszę.

Bum, bum, bum
Bum, bum, bum.

         Nie wiedział, czemu to jest takie ważne, ale nie przejmował się. Może kiedyś wszystko się wyjaśni. A jak nie, to trudno. Od jego serca świat się chyba nie zawali.
         Yoh przeciągnął się, po czym zerknął na budzik. 10:06. Oh, jak miło się było w końcu wyspać… Anna wyjechała wczoraj, mówiąc, że jedzie załatwić coś ważnego i że wróci za tydzień. Szatyn nie za bardzo próbował ją zatrzymywać. Wiedział, że itako da sobie z tym radę, cokolwiek by to nie było. Co nie zmieniało faktu, że już za nią tęsknił.
Obok tatami Yoh pojawił się Amidamaru, po czym spojrzał na niego radośnie.

— Dzień dobry, Yoh-dono. Jak się spało? ­­— spytał, jak to miał w zwyczaju, po czym usiadł po turecku przed matą.

— Całkiem dobrze, Amidamaru. Ale nie miałem żadnego snu. A szkoda, ostatnim razem śniły mi się cheeseburgery… — Asakura uśmiechnął się szeroko na myśl o swoim ulubionym daniem, jednak samuraj przerwał mu jego rozmyślania.

— Yoh-dono, pamiętaj, że musisz iść dzisiaj do sklepu wykupić mleko.
Szaman spojrzał na niego ze zdziwieniem.

— Co masz na myśli, Amidamaru?

— Anna napisała liścik przed wyjściem i powiesiła na lodówce. Wiedziała, że tam na pewno zajrzysz. — Duch spojrzał na niego z rozbawieniem, a szatyn uśmiechnął się głupkowato. — Było tam coś w stylu: „Jak w ogóle mogłam pomyśleć o tym, żeby zostawić cię samemu w domu? Poprosiłam Jun, żeby cię popilnowała przez ten tydzień. Niestety Renowi coś wypadło i będą dopiero jutro. Spróbuj nie zburzyć domu. Anna. ”  
         
         Yoh roześmiał się. Ech, cała Anna. Ale chwila, to oznaczało, że musiał się ruszyć i iść po mleko. Westchnął. Naprawdę nie rozumiał, jak Renowi udaje się pochłaniać takie ilości mleka. Lata praktyki, najwidoczniej…              
         Nagle wpadł na pomysł. Lodówka była pełna (sprawdzał jeszcze wczoraj wieczorem), a to oznacza, że nie będzie miał gdzie pomieścić mleka. A skoro nie było miejsca na mleko, to znaczy, że musiał opróżnić lodówkę, by miejsce się znalazło. I życie od razu jest piękniejsze.

— Chodź, Amidamaru. Najpierw zjem śniadanie, a potem postaram się o coś dla Rena. — powiedział szatyn i już go nie było.

         Asakura zajrzał do szafy i ubrał się w pierwszą, lepszą, białą bluzkę z gwiazdką u dołu i zielone spodnie, a następnie zbiegł na dół. Odruchowo skierował wzrok w stronę salonu, spodziewając się, że Kyoyama będzie sobie siedziała i oglądała telewizję. Chyba naprawdę za nią tęsknił.
        Gdy był już w kuchni, sprawdził ilość jedzenia. Ułożył swoje śniadanie na talerzu i wolno, bardzo wolno pokonywał odległość między nim, a stołem. Jeden zły ruch i całość wyląduje na podłodze. Jeszcze tylko kilka kroków, powiedział sobie i w końcu położył naczynie na blacie. Odetchnął głęboko. Rozległ się cichy chichot ze strony drzwi. Odwrócił się i spojrzał na swojego ducha stróża, który najwyraźniej przyglądał się całej sytuacji. Yoh zamierzał coś mu odpowiedzieć, kiedy pikanie wypełniło dom.  
Oboje zamilkli, tylko wpatrywali się w kierunku, z którego dochodził hałas. Jednocześnie rzucili się na dzwonek wyroczni.

~~~I~~~

— Reeen! — zawołała przeciągle siostra — Spakowałeś się już?       

„Oczywiście, że się spakowałem” pomyślał wściekle Ren „Jakbym mógł zapomnieć? Przypominasz mi, co dziesięć minut.”
        Ren Tao był wściekły. Za 15 minut musieli wyjechać na lotnisko, a on ciągle nie mógł znaleźć guan-dao. Nie wiedział jak to się stało. Zasypiał, jak zwykle z bronią nad głową, budzi się, a tu „pyk” i nie ma. Szukał jej od rana, ale nie było po niej ani śladu. A tymczasem Jun zaczęła pakować dla siebie 3 walizkę, ciągle dodając coś jakąś rzecz: „A jeśli będzie padać deszcz?”, „A jeśli zacznie padać śnieg?”. Ren walczył ze sobą, by jej nie przypomnieć, że pora deszczowa już się skończyła i zaczęły sierpniowe upały.  Po raz kolejny tego dnia zajrzał do pokoju w poszukiwaniu swojej broni.  Osłupiał.
Na jego macie, w jego pokoju, siedział owczarek niemiecki, trzymając w pysku jego guan-dao!!! Jak to zwierzę śmie? Jego guan-dao! Skarb, będący przez wieki przekazywany z pokolenia na pokolenie w rodzinie Tao, a on je po prostu…! Ech… Szaman wiedział, co musi zrobić, jakkolwiek by mu się to nie podobało.

 — Miły piesek, dobry piesek, oddaj wujkowi Renowi guan-dao, dobrze? — mówił przesłodzonym głosem Tao, modląc się, żeby to działało i że nie ośmieszał się niepotrzebnie.

Pies spojrzał na niego, a potem, niewiarygodne, podszedł i położył przed nim jego własność.  Szaman uśmiechnął się lekko. Może on nie jest taki zły, pomyślał i nieśmiało i trochę sztywno pogłaskał psa po głowie.

— Hej, psinko — przywitał gościa, a on wyciągnął łapę. Ren zmarszczył na to brwi, ale nic nie powiedział. Nie często się zdarza, aby owczarek podawał rękę na powitanie, ale jakich rzeczy się w życiu nie widziało.

Jednak prawdziwy szok nastąpił dopiero później.

— Witaj młody człowieku. Znalazłem twoją broń w pralni i pomyślałem, że powinienem oddać. Wybrałem się na wycieczkę w góry, ale miałem wypadek i musiałem się gdzieś zatrzymać, żeby wydobrzeć. Naprawdę nie spodziewałem się zobaczyć tak wspaniałej rezydencji na tym odludziu. Doskonała lokalizacja, jeśli ktoś lubi góry. A tak poza tym jestem Rex, syn owczarków niemieckich, Maxa i Szazy z Polski. Jestem czystej krwi, ale moja ostatnia rodzina zgubiła mój rodowód. Idioci. A ty jesteś…? — zapytał… pies…

Co?!
                                                                                                                  

4 komentarze:

  1. "Wujek Ren"?? Padłam xD Po prostu nie mogę (wstaw zacieszony emotikon z gg) *próbuje powstrzymać napad głupawki*
    10 minut później...
    Dobra, już mi przeszło xD Chociaż...
    Kolejne 10 minut później...
    Dobra. Już jest ok. Świetny piesio ^^ Uwielbiam owczarki niemieckie <3
    Yoh i Hao: Yaaay!! Haoś chce się pogodzić z braciszkiem *skacze z radości po pokoju, w ostatniej chwili powstrzymuje mamę przed zadzwonieniem do psychiatryka* A skoro Haoś chce się pogodzić, to Yoh nie ma innego wyjścia ^^ Zresztą ON miałby nie pogodzić się z braciszkiem? ON, który wszystkim wybacza?
    A po Jun przyznam spodziewałam się takiego zachowania xD Dobrze, że ma Pyrona, bo biedny Ren nie uniósłby tych wszystkich waliz xD Śnieg latem? Cóż, lepiej dmuchać na zimne ^^ Znając moje szczęście, to trafiłabym na śnieżycę na Saharze xD
    Dobra, bezsensowny ten komentarz.. Nauka na przyszłość - nie pisać komentarzy jak się ma głupawkę xD
    Buziaki i czekam z niecierpliwością na next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, do Asakura twins są forever jeszcze trochę będzie trzeba poczekać. Ale o ile przyjdzie mi skończyć bloga to tak sie stanie.

      Usuń
  2. Super notka :) Uwielbiam owczarki niemieckie. <3 Gdy są szczeniaczkami są takie słodkie że po prostu nie da się im oprzeć. Też bym tak chciała wchodzisz do pokoju a tam piesio. Ale żeby Gadający.?! Weź ja ledwo wytrzymuję z bratem jego komętarze gdy gram lub czytał a do tego jeszcze pies by zaczął. Zwariowała bym. ( no dobra już jestem wariatką ) Zgadzam się Z Yohao ( sory nie umiem robić tego serduszka )bliźniacy powinni się pogodzić. Ale ,żeby to nastąpiło muszą się najpierw spotkać. Ciekawa jestem jak się potoczy dalsza historia. Proszę cie napisz nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, tylko powiedz jak mam się do pani zwracać, pani Anonimowa ^.^

      Usuń