Yoh pierwszy dopadł dzwonek
wyroczni. Przycisnął przycisk „OK” i
irytująca muzyczka zamilkła. Amidamaru czytał mu przez ramię.
Szamani!
Turniej Szamanów zostanie wznowiony
w ciągu najbliższego miesiąca.
Wypatrujcie znaku.
Niech Król Duchów będzie z wami!
Goldva i Rada Szamanów
Ps. Spotkajmy się, gdy będziesz w Dobbie Village.
Muszę z tobą porozmawiać. Silva.
— Juuhu! Turniej Szamanów rozpocznie
się niedługo! — szaman okazał wiele, niezrozumianej dla innych ludzi, radości.
Spojrzał na Amidamaru, który rozmyślał, patrząc na
nieokreślony punkt na ścianie, jakby ściana mogła mu odpowiedzieć na jego
pytania.
— Myślisz o tej wiadomości od Silvy, prawda? — odgadł po
wyrazie jego twarzy.
— Tak. Nie mogę zrozumieć, dlaczego chcę się z tobą spotkać.
Bo to na pewno nie będzie rodzinne spotkanko, przy kawie i ciasteczkach —
odpowiedział jego duch stróż, ale Asakura wiedział, że domyśla się, o co chodzi
Radnemu Patch, ale chce, żeby to on wypowiedział to na głos.
Westchnął, a jego nastrój zmienił
się diametralnie. Musiał kiedyś przerobić tę rozmowę. I tak długo ją odkładał.
Właściwie, cieszył się. Jeśli już trzeba było to zrobić, to wolał to zrobić z
Amidamaru, bardziej niż z kimkolwiek innym. Odkąd wykonali stuprocentową
jedność ducha, stali się jednym. Czuli swoje emocje oraz, znając przez to obraz
sytuacji, rozumieli je. Wiedział przez
to, że samuraj zrozumie to, czego na pewno nie pojmą Horo horo, Choco czy Ryo.
— Pewnie chodzi o tę sprawę w Sanktuarium Gwiazdy —
powiedział wreszcie.
— Tak, pewnie o to. Swoją drogą, jeszcze z nikim o tym nie
rozmawiałeś.
Yoh uważał, że łatwiej było powiedzieć wprost, niż bawić się
w takie gry, ale kontynuował je.
— A o czym tu rozmawiać, Amidamaru. Przecież też tam byłeś.
Nie muszę ci opowiadać, co się stało — odparł łagodnie, nie chcąc wyjść za
ostro.
— Nie będę owijać w bawełnę, Yoh. Martwię się o ciebie. Znam
twoją duszę, tak jak ty znasz moją. I wiem, że wydarzenia z tamtego dnia, nie
pozostaną zapomniane przez twoje serce. W każdym razie, nie tak łatwo — wyznał
duch.
— Co mam powiedzieć? Zabiłem własnego brata, Amidamaru.
Chłopak spojrzał na niego. Samuraj jeszcze
nigdy nie widział, żeby ten zawsze roześmiany szaman wyglądał tak żałośnie. Już
miał się odezwać, ale Yoh mu przerwał, zanim zdążył zacząć.
— Nie musisz mi tego uświadamiać. Wiem, że nie mogłem
postąpić inaczej. Sprawa była postawiona jasno. Albo on, albo prawie sześć
miliardów niewinnych ludzi. Po prostu… — spojrzał na swojego ducha stróża, w nadziei,
że „po prostu” powie mu wszystko. Ale musiał dokończyć to, co zaczął teraz albo
nie dokończy nigdy — Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdybym postarał się
bardziej, to nie skończyłoby się — Śmierć
to zakazane słowo — tak…
Amidamaru przyglądał mu się ze
zdziwieniem. Nie sądził, ze w jego przyjacielu kryje się tyle smutku i goryczy.
Jak mogłem być takim głupcem? pomyślał. Yoh zawsze tryskał entuzjazmem, zawsze
przyjmował złe wiadomości ze stojeckim spokojem. To on zawsze był odważny,
silny. Ale był tylko człowiekiem. A zabicie drugiego człowieka dla tak czystej
duszy jest przeżyciem niezwykle bolesnym. Ale zabicie bliźniaka… Samuraj czuł
cierpienie szatyna na odległość.
— To głupie. Nie udałoby mi się przekonać Hao nawet za
milion lat. I nie powinienem myśleć „Co by było gdyby…” czy „Co jeśli…”, bo to
nic nie zmieni i Hao nie będzie… — Yoh urwał.
Nie wiedział czemu przerwał. Jego
mózg pracował wolniej. Po chwili dotarło do niego, że patrzy na dzwonek
wyroczni. Oszołomiony, nie mógł się poruszyć. I wtedy, zrozumiał. Skierował
wzrok na Amidamaru, to na urządzenie, nie wierząc w to, co myśli.
Król Duchów jest duchem nad duchami. On jest mocą. W połączeniu z Królem
Szamanów, szamanem nad szamanami staną się potęgą zdolną zniszczyć świat lub go
wybawić, zacierając przy tym granicę życia i śmierci.
Przynajmniej tak mówiono. A
zacieranie granicy życia i śmierci to dokładnie to, co jemu jest teraz
potrzebne.
Nie myśl o tym teraz, Yoh! pomyślał wściekle, A co z marzeniami twoich przyjaciół?
Zapomniałeś o nich? Przecież nie możesz przekładać swoich marzeń nad ich
marzenia.
Szatyn spojrzał na siebie winny.
Była to prawda. Jego przyjaciele mieli wspaniałe wizje świata, świata
idealnego. Nie mógł ich zawieść. Nie mógł ich tak skrzywdzić tylko dlatego, że
czegoś tam chciał. Jego przyjaciele byli priorytetem.
— Wszystko w
porządku, Yoh-dono? — spytał zmartwiony duch stróż, który wcześniej otrząsnął
się z rozmyśleń.
— Ja… Tak, Amidamaru, wszystko w porządku. Zamyśliłem się.
Wtem, zabrzmiało pukanie. Wcześniej Morty stawał na palcach, by
przycisnąć dzwonek do drzwi, ale w końcu stwierdził, z małą pomocą Anny, że to
poniżej (albo powyżej?) jego godności.
— Pójdę otworzyć — zobowiązał się szaman i po chwili widział
uśmiechniętą twarz blondyna.
— Cześć, Morty! — przywitał go i wprowadził do środka — Po
śniadaniu musimy iść po mleko — powiedział i z wielkim uśmiechem na ustach
zabrał się za przerwane śniadanie.
Przyjaciel spojrzał na niego. Od
wydarzeń z Sanktuarium maluch nie zmienił się w wyglądzie ani trochę. Ciągle
miał te samą fryzurę, jasnoniebieską bluzę z kapturem i białe spodnie. Jednak w środku na pewno nie był tą samą
osobą. Żaden nie był taki jak wcześniej. Wszystko się zmieniło. Cóż, prawie
wszystko.
— Mleko? Chwila…, Ren przyjeżdża? — zdziwił się Morty.
Tęsknił za przyjaciółmi, ale nie miał pojęcia, ze zobaczy jednego z nich tak
szybko.
— Tak. Anna uznała,
że nie damy sobie rady, więc poprosiła Jun, żeby przyjechała, a jak ona
przyjeżdża, to znaczy, że Ren przyjeżdża z nią. — Yoh skończył drugą kanapkę,
po czym dla odmiany wziął trochę ryżu.
Oyamayda zawahał się. Zastanawiał się czy spytać czy nie.
Wiedział, że krótkowłosy go nie w
wyśmieje, a jednak nie mógł podjąć decyzji.
— O co chcesz mnie spytać? — Asakura powiedział, zupełnie
jakby umiał czytać w myślach.
Morty podniósł na
niego jego wielkie niebieskie oczy i rzekł:
— Chcę cię poprosić, byś nauczył mnie kontroli ducha.
~~I~~
Z komórki zaczęły dobiegać dźwięki
jej ulubionej piosenki, a ona leniwie otworzyła oczy. Poprawka, jedna z
ulubionych piosenek. Uważała, że muzyka i książki są bardzo podobne do dzieci.
Małe, słodkie pociechy. A ona, jako matka, nie mogła wybierać jednego
ulubieńca, bo tak po prostu nie wypada.
Nastolatka prawie po omacku sięgnęła
telefonu i przycisnęła „Stop”, po czym opadła na poduszkę z głośnym jękiem. Do
czwartej nad ranem czytała książkę, by odkryć, że spokojnie mogła poczekać do
rana i się wyspać.
Historia była fatalna. Okej, początek był
niezły. Zagadki, tajemnicze morderstwa, miłość, a potem „BUM!”. Wampiry! No
ludzie, dajcie spokój! Nie żeby miała coś do wampirów. Podobał jej się
„Zmierzch”, „Pamiętników wampirów” była kiedyś fanką, ale teraz… Denerwowało ją
to. Naprawdę. Wchodzisz do księgarni, chcesz poczytać coś nowego, oryginalnego,
dopracowanego, a wszędzie to samo! Wampiry, wilkołaki, demony, anioły ciemności
i mordercy podróżujący w czasie.
Mrok staje się
przereklamowany, pomyślała, gdy pierwszy raz zobaczyła lalki potwory dla
małych dzieci, Z drugiej strony, ciekawe
co z nich wyrośnie…
Dziewczyna prawie zasnęła. Najwyraźniej jej
duch stróż nie mógł jej na to pozwolić i włączył magnetofon, w którym ciągle
była płyta, używana ostatnim razem. Szamanka aż podskoczyła i rozejrzała się
dookoła, jakby szukała przeciwnika. Szybko wyszła z łóżka. Miała dylemat:
wyłączyć muzykę czy dorwać fioletową kulkę, w którą zmienił się je duch. W
końcu, zrezygnowana poszła odłączyć urządzenie od prądu.
— Musiałaś budzić mnie w ten sposób, prawda? — spytała swoją partnerkę w
walce, a ona zachichotała.
Nastolatka westchnęła.
— Masz szczęście, że jesteś słodka — burknęła, po czym uśmiechnęła się
lekko.
Nigdy nie uśmiechała się szeroko. Już w
przedszkolu uważała podnoszenie ust tak wysoko, za stratę energii. W
podstawówce było już trochę lepiej, ale wiedziała, że jeszcze czasu minie,
zanim będzie to potrafić.
Otworzyła szafę. Miała mało ubrań. Lubiła
robić zakupy, ale nigdy nie miała na nie czasu. Walki z szamanami, wizyty po
miejscowych bibliotekach i urzędach oraz w między czasie czytanie książek dla
relaksu zajmowały jej cały dzień i pieniądze w portmonetce. A gdy kończyła,
jechała do kolejnego miasta i zaczynała od początku. Wiele razy chciała się
poddać, ale zawsze wtedy patrzyła na zdjęcie jej rodziny i wiedziała, że nie
może.
Po przejrzeniu swoich rzeczy dziwnym
grymasem, podeszła do lustra. Nie wyglądała aż tak tragicznie. Długie i proste
włosy o kolorze zielonym opadały jej na ramiona. Była ubrana w ciemnozieloną
bluzkę z krótkim rękawem. Do tego miała czarne legginsy i fioletową
spódniczkę mini z dwoma czarnymi, dosyć cienkimi paskami. Na nogi założyła
sznurowane kozaki sięgające jej do kolan. Jednak najbardziej zadziwiały jej
piękne oczy o kolorze wrzosu. To one pomogły dziewczynie wiele razy,
sprawiając, że z odrobiną aktorstwa, chłopcy jedli jej z ręki. A ona mogła
wydostać z nich pewne informacje.
Zielonowłosa zastanowiła się i zapięła na
włosach śliczną srebrną spinkę z kryształem ametystu. Wzięła również łańcuszek
z całkiem sporym srebrnym motylem i założyła na szyję. Była prawie gotowa. Z
szafki z bielizną wyjęła sztylet w pokrowcu, po czym włożyła go do prawego
buta. Idealnie.
Odwróciła się by spytać się ducha o zdanie
i przez przypadek spojrzała na stare zdjęcie w złotej ramce, które stało na jej
biurku. Łzy stanęły w jej oczach.
Nie
będę płakać, nie będę płakać, nie będę płakać, powtarzała sobie w
myślach, ale to nic nie dało. Już po chwili miała mokre ślady na policzkach.
Na zdjęciu była jej ciotka, wujek i dwaj
bracia, jeden od niej starszy, drugi był w tym samym wieku co ona. Mieli wtedy
po pięć, może sześć lat. Była wtedy cały rok u wujostwa, ponieważ jej rodzice
mieli trudną sytuację finansową, a chcieli żeby miała co jeść, dopóki nie
będzie lepiej. I pomimo braku rodziców, za którymi wtedy bardzo tęskniła, to
był najlepszy okres jej życia. Miał również tak samo tragiczny koniec. Nie
pamiętała dokładnie co się stało. Umysł ma tendencję do zamazywania złych
wspomnień. Wiedziała, że ciocia i wujek zostali brutalnie zamordowani na jej oczach.
Oczach sześcioletniej dziewczynki. Jednemu z jej braci udało się jakoś uciec i
jej najwyraźniej też. Ale jej starszy braciszek… Pamiętała, jak oddzieliła ich
ściana ognia, a potem… już go nie było. Wszędzie tylko ogień i ciemność, ogień i ciemność… Powoli zanurzała się
we wspomnieniach, lecz gdy poczuła obecność przyjaciółki, udało się jej wydostać na
powierzchnię.
Spojrzała na swoje odbicie i ignorując
mgłę, jaką zaszły jej oczy od płaczu, wyjęła ostrze, po czym ustawiła się w
postawie bojowej.
Zginęły
trzy bliskie mi osoby. Nie dopuszczę czwartej. Słyszysz, braciszku? Znajdę cię.
~~I~~
Konichi wa! ^.^ Jak neta nie było, tak nie
ma. Dla was to może dobrze, bo nudzi mi się i piszę notki ;D Dzisiaj notka
extra, co chyba widać po długości. Nie przyzwyczajajcie się ;P
Chcę
się poprosić o radę w pewnej kwestii. Zacząć sobie szukać ducha stróża albo
chociaż pomocnika? Właściwie to ducha stróża już mam ^.^ [Duch: Hejka!], ale z
pewnych powodów nie może się wypowiadać. Poza tym, mam zbyt miękkie serce, żeby
się znęcać nad swoim stróżem, więc żadnej masakry nie będzie. Nie tak jak u
Spokoyoh…^^ Więc tymczasowy pomocnik? Piszcie w komentarzach.